Pierwszy raz usłyszałam o Szybie w bodajże 2006 roku.
Mój ówczesny wybranek serca właśnie wrócił z podziemnych wojaży opowiadając mi o wrażeniach z tej nieprzeniknionej dziury. Szyb zrobił na nim wtedy ogromne wrażenie. Określany jest mianem "psychiczny", gdyż ludziom po obcowaniu z jego trudnym wnętrzem "siada psycha". Tak bynajmniej opowiadają eksploratorzy, którzy penetrowali jego głębię. Słucham tych opowieści z wypiekami na twarzy, oglądam z uwagą zdjęcia, ale moja ówczesna sytuacja nie pozwala mi nawet pomarzyć o odwiedzinach tegoż miejsca. Nie mam z kim, nie mam jak. Moją miłością jest wówczas Szyb Luiza i Dolny Śląsk. Nie będę się więc rozdrabniać na inne rejony. Zamykam zatem marzenia, o zajrzeniu chociaż do podszybia, w głębokiej szufladzie na dnie. I tak mijają lata...
W 2013 roku zaprzyjaźniony keszer z moich okolic chwali mi się, że w wakacje zaliczył skrzynkę "Tajemnicze Drzwi". Ożywiam się od razu, przecież to jest w Miechowicach!!! Tak blisko Szybu...
Wzdycham sobie sama do siebie, że chyba nigdy jednak tam nie pojadę, nawet po te "Tajemnicze Drzwi". Bo nie mam jak. I znów mijają, tym razem miesiące.
Luty 2014 przynosi spore zmiany. Dzięki OC poznaję Sebastiana z Bytomia. Rozmowy na Facebooku, najpierw o skrzynkach, przechodzą szybko w temat moich ukochanych podziemi. Bo i on jest ich miłośnikiem.
I cóż się dowiaduję: Szyb Południowy jest "jego" szybem, który penetrował (co prawda - jak dotąd - nie go końca) i w którym/przy którym przeprowadzał z ekipami różne akcje pt. "Apollo"
Oto kilka filmów, które mi wówczas pokazał:
Oglądam i chłonę każdą minutę filmu.
Jestem w totalnym szoku!!! Nie wierzę!!!
Sebastian zaprasza mnie do Bytomia i zachęca do odwiedzin Szybu. Jestem wniebowzięta...
Czyżby moje tyloletnie marzenia są nagle na wyciągnięcie ręki???
W czerwcu, podczas mojego pierwszego pobytu w życiu w Bytomiu, wybieram się na zwiady. Niestety, brak już czasu uniemożliwia mi jakieś głębsze i dłuższe akcje, więc biorę tylko aparat foto, ubieram się elegancko (bo przecież idę z wizytą ;)) i każę się Sebastianowi prowadzić na miejsce. Idąc do celu zastanawiam się, jak Go odbiorę, jaki będzie, jak mnie przywita? Wiem, że jest niebezpieczny, tajemniczy, że skrywa niewyjaśnione zagadki. Uwielbiam - jak wiadomo - takie miejsca, a jednocześnie... trochę się boję. Ale kocham ten dreszcz emocji, strachu i adrenalinę. Tego nie dostarcza mi żadna inna pasja. To jest coś wspaniałego...
Z bijącym sercem docieram przez chaszcze do betonowej płyty zakrywającej podszybie. Jeszcze chwila i jestem. Miejsce doskonale znane mi ze zdjęć wreszcie widzę na żywo. Jestem przejęta. Klękam na ziemi przy widocznym, wykutym niegdyś przez ekipę Sebastiana, otworze. Nieważne, że brudzę sobie spodnie o mokrą ziemię, i że otwór jest zasnuty pajęczynami.
Dodaje to klimatu i jeszcze większego strachu, bo jak wiadomo - panicznie się boję wszelkich pająków. Przerywam te wstrętne nici i wsadzam głowę z latarką do podszybia. Chłonę energię płynącą ze środka i czuję jednak grozę. Nie będzie łatwo. Jest nieprzyjazny, niedostępny. Trzeba go oswoić, jak dzikie zwierze. Widzę w świetle latarki dwa wloty. Jeden to prowadzący do ciągu drabinowego, drugi to wprost w czeluść - dawny ciąg transportowy. Wiem, że prowadzą do Jego tajemniczego wnętrza. Jestem pod wrażeniem, ale jednocześnie czuję, że będzie to jednak spore wyzwanie.
Po pierwszym starciu z Nim siadam sobie na trawie, na wprost wejścia. Wznosząc toast ciemnym piwem za moje pierwsze z Szybem spotkanie, obmyślamy z Sebastianem techniczne możliwości dostania się do podszybia. Bo innej drogi niż ta - nie ma.
Podczas mojej następnej wizyty w Bytomiu jest już pewne, że atakujemy Szyb. Do naszej dwójki dołącza deg - młody stażem keszer, ale chętny i ciekawy takich miejsc.
Dzień jaki wyznaczam to środa, 6 sierpnia 2014 roku. Od rana jest to bardzo dobry i pozytywny dzień. Około godziny 18.00 docieramy na miejsce. Mamy zapas lin - około 90 m, po dwa zapasowe źródła światła, sprzęt zjazdowy i wspinaczkowy, kaski, odpowiednie ciuchy. Jestem w doskonałym nastroju. Niczego, o dziwo, się nie obawiam. Na miejscu okazuje się, że złomiarze odkopali drugie wejście do podszybia (pierwsze wciąż zawalone wielkimi głazami), tak więc teraz schodzi się na dół jak "autostradą". W podszybiu ustawione są powycinane przez nich rury i inne metalowe części. Zastanawiamy się czy w ogóle są jeszcze drabiny i czy mamy jak w ogóle zejść. Jestem zdziwiona tą sytuacją, bo takiego obrotu sprawy nikt z nas się nie spodziewał. Schodzimy szybciutko do podszybia i spoglądam w część drabinową (drabiny na szczęście są), po czym nachylam się nad tą groźniejszą czeluścią. Te sekundy są decydujące. Kładę się nad otworem, co by przypadkiem nie zachwiać się i nie wpaść. Świecę w głąb i rozpoczynam "okiełznywanie bestii". Bez tych procedur - nie wchodzę w żadną niebezpieczną dziurę. Może to kompletnie dziwne i irracjonalne, ale czuję jak Jego energia wchodzi we mnie. Rozmawiam z Nim w myślach. Chłonę to, co w nim jest. Po kilku dobrych minutach kontemplacji czuję, że jestem już jego cząstką, jest oswojony, jest... mój.
Jestem gotowa na stracie z Nim i z Jego czeluścią. Do tego stopnia się oswoiłam sama i oswoiłam Jego, że podejmuję decyzję, iż schodzę pierwsza. Koledzy, o dziwo, nie protestują. Choć teraz z perspektywy czasu myślę, że rozsądniej było, aby pierwszy schodził Sebastian, skoro Szyb zna. Ja Szybu nie znałam, a po wizycie złomiarzy tym bardziej istniało ryzyko ewentualnych zagrożeń w postaci np. podciętej drabiny itp. Jednak ta niewytłumaczalna siła tak mocno ciągnęła mnie w dół, iż w ciągu kilku sekund pokonałam pierwszą drabinę i znalazłam się na pierwszym podeście. I tak rozpoczęła się moja przygoda z Nim.
Schodząc w dół rozglądałam się z uwagą dookoła. Zniknęło wszelkie żelastwo i belki, które zalegały w szybie czyniąc go właśnie "psychicznym" i niebezpiecznym. Teraz był drożny w obu przedziałach, bez żadnych zalegających rur, belek itp. posprzątany i czysty, jak gdyby przygotowany na moją wizytę. Nie było w nim nic strasznego. Tego czego się obawiałam - nie było. Im bardziej schodziłam w dół , tym pewniej i lepiej się czułam. Zero strachu, złej energii czy jakichkolwiek lęków. Czułam jedynie ciekawość, co jest głębiej oraz towarzyszyło mi wyśmienite samopoczucie, jakie zwykle mam pod ziemią.
Pokonawszy 12 drabin czyli około 100 m oznajmiłam chłopakom u góry, że "koniec liny". I tym samym musieliśmy powiedzieć STOP. W tym miejscu zaczynał się prawdziwy wodospad, tak więc i tak nie mogliśmy bez należytego ubrania schodzić niżej. Robiła się coraz większa wilgoć i co za tym idzie - zimno. Przy ostatniej drabinie postanowiłam więc ukryć skrzynkę.
Po szczęśliwie zakończonej misji wyszliśmy szybciutko na powierzchnię. Do dziś wciąż nie mogę ochłonąć z wrażenia że to, o czym od tylu lat marzyłam, nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki się spełniło. I dlatego - miejsce to - zasługujące na uznanie oraz na pamiątkę mojej wizyty postanowiłam uczcić skrzynką.
Ogromne podziękowania należą się Sebastianowi, gdyż to dzięki jego osobie miałam możliwość odwiedzenia szybu. Gdyby nie on, to do dziś żyłabym tylko marzeniami o tej piekielnej czeluści. Drugą osobą, dzięki której bezpiecznie i bezproblemowo zeszłam na te 100 m oraz której zawdzięczam tą stronę jest deg - bez niego moje zejście nie byłoby tak komfortowe oraz strona o szybie nie byłaby w takiej formie w jakiej jest teraz. Za to wszystko bardzo serdecznie i z całego serca dziękuję Sebastianowi i degowi.
Podsumowując moją opowieść - było to jednym z moich największych eksploracyjnych marzeń i los sprawił, że się spełniło. Do dziś mam wspaniałe wspomnienia z akcji z sebstianem i degiem oraz ukrywania pojemnika a liczne zdjęcia z tego zejścia powodują, że z chęcią wracam pamięcią do daty 6 sierpnia 2014 roku, której tak prędko nie zapomnę.
Galeria ze zdobycia Szybu przez LadyMoon i ukrycia kesza 6 sierpnia 2014